Większość z nas patrząc na świeżo odnowioną elewację pokrytą nieestetycznymi bazgrołami nie ma wątpliwości, że malowanie graffiti powinno być surowo karane. Ale czy rzeczywiście jest? Jakie konsekwencje mogą ponieść wandale? Czy prawo polskie jest dla nich zbyt pobłażliwe?
Temat kar za malowanie graffiti powrócił przy okazji głośnej sprawy grafficiarza Sicoera, poszukiwanego przez krakowską policję. Prawdopodobnie zniszczył on już setki obiektów w całym Krakowie, wciąż jednak – choć w prowokacyjnym filmiku, który skierował na niego uwagę mediów, przyznaje, że kilka razy został przyłapany – nie poniósł poważnych konsekwencji. Co mówi polskie prawo na temat twórców graffiti i jakie przewidziano dla nich kary?
W najgorszym wypadku – siedem lat więzienia
To, czy wykonanie szpecącego graffiti kwalifikuje się jako wykroczenie, czy jako przestępstwo, zależy od wartości oszacowanych szkód. Jeśli nie przekraczają one 420 złotych, mamy do czynienia z wykroczeniem. Sprawa podlega wówczas Straży Miejskiej i tam należy ją zgłosić. Jeżeli natomiast według naszych oszacowań przywrócenie obiektu do poprzedniego stanu kosztować będzie więcej niż 420 zł, powinniśmy zwrócić się do Policji, w grę wchodzi bowiem przestępstwo.
W przypadku wykroczenia karą jest zwykle areszt, ograniczenie wolności lub grzywna. Jeśli zaś chodzi o przestępstwo, konsekwencje są poważniejsze – najsurowszy wymiar kary to pozbawienie wolności do 5 lat. Ponadto, jak zauważa Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji, gdyby udało się udowodnić, że w ciągu jednej nocy ta sama osoba zniszczyła kilka obiektów, można mówić o działaniu ciągłym, za które grozi nawet 7,5 roku kary pozbawienia wolności.
Nauczyć ich odpowiedzialności
Tak wygląda teoria. W praktyce jednak grafficiarze traktowani są stosunkowo łagodnie – rzadko zniszczenia kwalifikowane są jako przestępstwo, a jeśli już, to grafficiarze karani są niewielką grzywną lub ograniczeniem wolności.
Niekiedy wandale muszą sami naprawić wyrządzone szkody i przywrócić obiekt do poprzedniego stanu, i taka kara zdaniem Waldemara Domańskiego, szefa miejskiego zespołu zadaniowego ds. ograniczenia bazgrołów w Krakowie, powinna być stosowana zdecydowanie częściej. Nauczyłaby bowiem grafficiarzy odpowiedzialności za zniszczenia, których tak lekkomyślnie się dopuszczają.
Rezygnacja budzi bezkarność
Jest jednak jeszcze jeden problem, który utrudnia ściganie miejskich wandali. Według polskiego prawa zgłosić zniszczenie może każdy, ale tylko właściciel oszpeconego obiektu może domagać się ukarania sprawcy. Tymczasem właściciele z reguły kwitują całą sprawę machnięciem ręki i nie zwracają się do policji ani straży miejskiej, bo „i tak go nie złapią”. Podobnie jak Łukasz Dębski, właściciel lokalu Cafe Szafe, którego elewację pomalował ostatnio Sicoer, zakładają z góry, że nie ma innego wyjścia niż samemu chwycić za pędzel i zamalować bazgroły.
Postawa rezygnacji nie sprzyja ściganiu grafficiarzy, którzy czują się coraz bardziej bezkarni. Jeśli nawet odmalujemy oszpeconą elewację – wkrótce wrócą i znów zostawią po sobie ślad. Zabawa w kotka i myszkę może trwać w nieskończoność, tymczasem, jak zauważa Waldemar Domański, nie mamy wcale do czynienia z potężną armią wandali, ale ich niewielką, bardzo aktywną grupką. Wystarczyłoby ich wyłapać i surowo ukarać, aby uczynić wreszcie miasto czystszym i piękniejszym.
Opracowano na podstawie: Onet, wyborcza.pl, krakow.policja.gov.pl